„Lucky Luke: Dalton City” oraz „Ballada o Daltonach i inne opowieści” – przygodowy western – recenzja komiksów

dnia

Prawdopodobnie najszybszy, być może najsprytniejszy, a już na pewno wyjątkowy honorowy rewolwerowiec i kowboj. Znaczy się – Lucky Luke! Tytułowy bohater serii komiksowej stworzonej przez Morrisa, belgijskiego rysownika oraz scenarzystę, dumnie wkroczył na rodzimy rynek. Nie po raz pierwszy, bynajmniej nie po raz ostatni. Swoją premierę miały ostatnio dwa albumy – „Dalton City” oraz „Ballada o Daltonach i inne opowieści”.

 

I wiecie co? Chyba tylko wobec rysunkowych opowieści z serii o „Asteriksie” mam równie duży sentyment, co do westernowych przygód ze świata „Lucky Luke’a”. Zresztą, zarówno jeden, jak i drugi tytuł doczekał się licznych adaptacji w formie seriali i filmów animowanych. Kolejnym punktem wspólnym jest natomiast osoba Rene Goscinnego, który – oprócz rozpisania historyjek traktującyh o dwójce walecznych Galów – popełnił również skrypty do opowieści o wspomnianym kowboju. Goscinny jest właśnie pomysłodawcą „Dalton City”.

Bracia Daltonowie, wyjątkowo nieustępliwi, acz bardzo pechowi gangsterzy, stanęli przed wielką szansą. W skutek błędu telegrafisty wydostali się z więzienia, a potem – już na wolności – otrzymali możliwość zarządzania własnym miasteczkiem. Prawdziwym azylem dla wszelkiej maści rozbójników. No i pięknie. W teorii. Bo na tropie rzeczonych jest Lucky Luke, który będzie musiał jednak najpierw sprawdzić się jako pierwszy wizytator w jaskini grzechu i rozpusty. Brzmi nieźle, co? Morris z Goscinnym zadbali o wybuchowe gagi oparte na kontrastujących charakterach i głupocie/naiwności/niesforności (niepotrzebne skreślić) braci Daltonów. Bryluje oczywiście Joe, lider gangu, choć i on daje się łatwo wpuścić w kanał. Zwłaszcza gdy spotka na swej drodze ponętną Lulu Spluwę…

 

Nie mniej ciekawie prezentuje się „Ballada o Daltonach i inne opowieści”! Bo interesujący jest już sam pomysł wyjściowy – Henry Dalton, bogaty wuj znanych gangsterów umiera i zostawia spadek swoim niegramotnym bratankom. Przejęcie dóbr wiąże się jednak z wypełnieniem nietypowego zadania – zemsty wymierzonej w osobę sędziego, przysięgłego i kilku innych jegomości. Niby proste. Jednak nadzorować powierzone zadanie ma nie kto inny, a Luke, co oczywiście kłóci się z przekonaniami kowboja. Aby rozwiązać intrygę potrzeba zatem nielada pomysłów. Czy trup ściele się zatem gęsto? I tak, i nie! Zaskakujących sztuczek nie brakuje, a słowne szermierki i (nie)oczywiste puenty uprzyjemniają lekturę. Wszak Dziki  Zachód bywa komediowy!

 

W całości są jeszcze inne historyjki, choćby urocza powiastka „Ukochana Jolly’ego Jumpera”, do której scenariusz napisał Greg, współtwórca westernowej serii „Comanche”, króciutka „Rozróba w Pancake Valley” czy „Szkoła szeryfów”. Całkiem udane, zgrabnie poprowadzone epizody rozrysowane w charakterystyczny, kreskówy sposób.

Lucky Luke powraca z tarczą. I rewolwerami. Waszej uwadze szczególnie poleciłbym „Dalton City”, które przed kilkunastu laty doczekało się już zresztą jednego wydania – co by nie mówić, historia nie straciła nic ze swojego pierwotnego blasku. Ale na wakacyjną lekturę nieźle powinien sprawdzić się również zbiór z „Balladą o Daltonach i innych opowieściach”. Bo nie ma co ukrywać, że „Lucky Luke” to klasyka gatunku – przygodowego westernu z wybuchowym humorem.

Za egzemplarze komiksów serdeczne podziękowania dla wydawnictwa Egmont.klub-swiata-komiksu

 

 

Dodaj komentarz